Ból głowy – ale od kiedy i dlaczego?
Wraz z rozwojem Internetu przyszło nam – programistom – mierzyć się z coraz większą liczbą potencjalnych problemów, które w szerszym zakresie dotykają również typografii. Wystarczy wspomnieć, że kiedyś projekty stron internetowych miały stałe parametry wykonawcze (szerokość oraz wysokość wyrażoną w pikselach). Podczas kodowania takiego projektu zarządzanie fontami było znacznie prostsze, ponieważ wystarczyło jednorazowo ustalić wielkości elementów tekstowych, nie myśląc specjalnie o tym, czy strona wyświetli się poprawnie na różnych ekranach.
Aktualnie samych ekranów – począwszy od smartwatchów, a skończywszy na monitorach ultrapanoramicznych – jest tak dużo, że nikt nie jest w stanie dostosować layoutu do aż tylu z nich. Choćby dlatego zaprzestano wykorzystywać jedną, główną siatkę modułową, która obecnie nie jest w stanie zapewnić porządku w obrębie projektu (docelowo) w pełni responsywnego.
Ponadto projektanci nie mają już takiej kontroli nad layoutem jak kiedyś, ponieważ współcześnie nacisk pada na słowo elastyczność. I żeby taką elastyczność zapewnić, warto przyjrzeć się terminowi fluid typography.